Autor |
Inya
The Jester's Bride
Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Poland
Pon 23:38, 22 Sty 2007
|
|
Wiadomość |
Dzień Dziadzia, Cmentariat, Śmierć... i stara Czarownica :-D
|
|
|
Pomimo tego, iz dzien ten jest dniem radosnym nie zawsze łaczy sie wlasnie z tymi uczuciami... Jest tak wtedy gdy nie ma juz mozliwosci z wesola mina mknac z czekolada i kolorowa laurka ( czasem z bratem pod pacha, ktory ma ladnie zaspiewac czy kilka slow z malego serca powiedziec... ) by choc przez chwile ujrzec jak chlodna i "kamienna" twarz usmiecha sie, po czym smiejac do rozpuku tuli... az dziw bierze. Tego w ten dzien brak "doroslemu dziecku"..., i laurki zakurzone dzis tylko sa przywitaniem przy kilku rozach na grobie... Mimo, iz moj dziadzio nie wierzyl i sluchac nie chcial o "opowiadaniach" jakie przedstawie, teraz jest ich wspomnieniem, nie wiem czy dobrym... ale wiem, ze uwielbiam ten swiat jak dzieci magie bajek...
Jest czas kiedy trzeba tej chwili doczekac, ja nigdy nie umialam zrozumiec tego czasu. Jest tak od kiedy majac ok.5 lat kolysalam swa prababcie w trumnie : "... aaa, kotki dwa..." az do dzis z malym wyjatkiem..., juz tak latwo sie z ta chwila nie godze.
Moje pocieszne historie... :-/
Nadeszla noc przed pogrzebem dziadzia. Jego wnuczka dla ktorej ta strata byla bardzo bolesna musiala spac ten jeden raz w pokoju obok gdzie lezala trumna ze zmarlym. Dosc dziwna sytuacja, lecz wyboru nie bylo, a w glowie strach zaczal zonglowac myslami... Pocieszeniem bylo jednak to, iz spala w łozku ze swa krewna, ktora moment i juz spala. Lezac i myslac pomalu probowala usnac, hmm, drzwi od pokoju mialy duza tafle przez ktora bylo widac wszystko co by sie tam za nia moglo ruszac...Lezac uslyszala nagle jak ktos zaczyna chodzic po pokoju, a podloga zaczela trzeszczec i ze zbilzaja sie kroki do drzwi pokoju, w ktorym lezy. Delikatnie ruszyla sie klamka i drzwi powoli otwieraly sie, zamarla... Tak sie wystraszyla ze zaczela co raz to gwaltowniej budzic spiaca i coraz glosniej mowic do niej, a gdy ta sie obudzila z niesmakiem i uslyszala, aby spojrzala w strone drzwi, spojrzala i odwrocila sie w druga strone radzac takze spac i nie bredzic... Drzwi byly zamkniete i panowala cisza. Kolejna proba snu nie byla juz tak latwa po tym wydarzeniu, mimo to wypadalo sprobowac usnac. Nie minelo kilka minut a za drzwiami walesal sie lekki cien, co sprawilo ze znow chciala obudzic krewna, lecz po chwili jak twierdzi przestala sie bac, bo zrozumiala ze jedyna osoba w pokoju obok jest jej ukochany dziadzio, ktory nigdy by jej nie skrzywdzil... Ciepla mysla wiec zasnela, mowiac do dzis ze przyszedl sie z nia pozegnac...
Stal piekny dworek tuz obok drogi za ktorym takze byla droga..., na cmentarz. Mieszkala w nim nauczycielka dosc zamozna i szanowana. Ponoc byla nieprzecietna kobieta, nie wiem gdyz znam ja taka tylko z opowiesci..., a osobiscie znalam tylko z krotkich wizyt u mojej babci gdzie przychodzila na pogawedke i cieple slowo nadziei na lepsze jutro..., jako staruszka, ktora totalnie zdziwaczala. Ludzie plotkowali, jak to ludzie, ze mieszka sama, ze duzo czyta i jest bardzo skryta. Dziwnym faktem bylo takze to, iz zawsze wysylala swych uczniow podczas lekcji po chleb do sklepu, ale nie to bylo az tak zastanawiajace lecz fakt, iz kupowali dla niej po kilka sztuk dziennie...Podejrzewano ja o czary, kontakty z ciemnymi mocami, mowiono w tamtych czasach na wsiach ze w niektorych domach na strychach chowaja sie tzw. : "wychowanki", ktore zeruja na wlascicielach domu. Male, zlosliwe dzieci Szatana, ktore chowaja sie na Ziemi, obiecujac ochrone domu w zamian za jedzenie i dach nad glowa. Jednak trzymac je u siebie i karmic to nie bylo takie proste... Zywily sie wylacznie chlebem i plackami, ktore nie mogly byc slone...! Gdy wyczuly slony smak natychmiast sie wsciekaly, rzucaly jedzeniem w gospodarza i wyrzadzaly szkody, np. nieurodzajny rok, krowy mleka nie dawaly itp. Dlatego ludzie czesto ulegali ich woli i wychowywali karły na strychach...Ponoc ona takze przynajmniej jednego tam miala, a co ciekawsze, mowi sie do dzis, ze u mnie w starej kamienicy dlugo, dlugo przed tym, jak przyszłam na świat, takze takie stwory mieszkaly na strychu..., tam gdzie ja jako male dziecko czesto sie chowalam podczas zabaw w chowanego, wchodzac w ciemne katy pelne pajeczyn... Piszac dalej o historii tej kobiety, historie krazyly rowniez takie, ze podobno ma pelno zlota w swym domu, a co wiecej nawet posiada zlote gwozdzie... Byla samotna osoba, tajemnicza, w zyciu do konca nieszczesliwa... Wszyscy jej bliscy opuscili ja za zycia, ginely takze jej dzieci ktore wyruszyly w swiat. Pracowala krotko, a potem to juz malo kto ja widywal i tak sie zestarzala, a wraz z nia jej dworek i niegdys piekny sad. Tak jak wczesniej wspomnialam, na starosc calkiem zdziwaczala, dom byl bardzo zapuszczony, obdrapany. Doszlo nawet do tego, ze przestala sie myc i chodzila ciagle w tym samym czarnym plaszczu i chustce na glowie..., czasem miala ze soba maly wozek, jezeli gdzies zdarzylo jej sie wyjsc... I tak jej zycie dobiegalo konca obok miejskiego gwaru. Pamietam, ze kilka dni przed smiercia przyszla odwiedzic moja babcie i prosila bardzo, aby jej opowiedziec o Raju, o tym jaki bedzie...Widzialam ja wtedy ostatni raz z niewielu, chciala mnie poglaskac, lecz cofnela dlon i westchnela tylko. Po kilku dniach wywazono u niej w domu drzwi spodziewajac sie najgorszego...., nie mylac sie i zastajac ja martwa w swej sypialni... Znaleziono u niej na stoliku czarna ksiege, lecz nie byla to Biblia... Jakas okultystyczna, stara ksiega, byla ponoc otwarta na ostatniej stronie, a obok niej pozostalosci po wypalonej do konca swiecy... Od tej chwili zaczeto wierzyc we wszystko, co niegdys sie slyszalo, dlatego wielokrotnie wlamywano sie do jej domu w poszukiwaniu legendarnego zlota, niszczac okna, drzwi. Nic, jak do tej pory nikt nie znalazl, ale cos mi mowi ze zle szukali... Teraz pozostal tylko sad, ktory do dzis rodzi piekne czerwone jablka i stary dworek obok cmentarza, kolo ktorego jesli przechodzi sie w nocy ulica ciarki chodza po plecach... Zawsze ciekawilo mnie, co stalo sie z jej ksiega, cisza zapadla. Mimo wszystko, iz dla kazdego pozostala stara czarownica, ja pamietam jej smutny niesmialy usmiech i oczy pelne bolu, a zarazem ciepla, gdy patrzyla jak witam sie czule z ma babcia...
Bylo pewne malzenstwo ktore mialo malutkie dziecko w kolysce, a dzialo sie to na wsi, gdzie obydwoje z rodzicow malucha musieli codzien wychodzic pracowac w polu i przy gospodarstwie. Dlatego dziecko lezalo samo kilka godzin dziennie skazane na marne grzechotki, ktore po chwili juz nudzily i zaczynal sie placz... Dni byly cieple, wiec matka zostawiala otwarte okno, by maluch nie mial zbyt duszno. Pewnego dnia, gdy ci ludzie wyszli znow w pole, przez okno do dziecka weszla zmija, zaczela pelznac do kolyski i dotykac malca. Ten bardzo sie ucieszyl, ze ma taka ladna zabawke i rusza sie i syczy i..., nic mu nie robi. Od tego dnia zmija przychodzila do malego codziennie, aby sie z nim bawic, a on juz wiecej nie plakal. Niestety ktoregos razu ojciec wrocil wczesniej i to, co zastal sprawilo, iz malo nie zaslabl. Smiejace sie dziecko z baraszkujaca zmija... Pobiegl zatem po cos ostrego i zabil bestialsko gada, slyszac w tle szloch dziecka. Na drugi dzien wychodzac z domu jak co dzien, zamkneli okno i wyszli... Dziecko marnialo, stalo sie bardzo osowiale, nie chcialo jesc, nie chcialo sie bawic, tak jakby czulo ze stracilo cos bardzo waznego..., przyjaciela. Koniec byl taki, ze po kilku dniach dziecko zmarlo i nikt nie doszedl powodu tej tragedii...
Post został pochwalony 0 razy
|
|